.

Kiedy spotkasz uratowanego alkoholika, masz przed sobą bohatera. Czyha w nim bowiem uśpiony wróg śmiertelny. On zaś trwa obciążony swą słabością i kontynuuje mozolną swą drogę poprzez świat, w którym panuje kult picia. Wśród otoczenia, które go nie rozumie. W społeczeństwie, które sądzi, że ma prawo z żałosną nienawiścią spoglądać na niego z góry, jako na człowieka pośledniejszego gatunku, ponieważ ośmiela się płynąć pod prąd alkoholowej rzeki. Kiedy spotkasz takiego człowieka, wiedz, że jest to człowiek „w bardzo dobrym gatunku”!

Friedrich von Bodelschwingh (1831-1910)

Jestem współuzależniona

Jestem żoną alkoholika. Jestem współuzależniona

Ciągle czekają aż on wróci, modlą się, żeby choć jeden dzień był trzeźwy, a w skrajnych przypadkach kupują alkohol, żeby nie wychodził z domu. Żony alkoholików latami wierzą, że są w stanie pomóc swoim uzależnionym partnerom. Psychologowie są zdania, że czasami najlepiej nie pilnować, nie niańczyć, ale zostawić samemu sobie, bo inaczej nie weźmie odpowiedzialności za swoje życie.

Maria alkoholika wyobrażała sobie tak: leży pijany na ławce na przystanku albo zatacza się na ulicy, zawsze brudny i biedny. Widywała takich na mieście, ale w jej świecie rządzą inne wartości, przecież jest prawniczką z dobrej rodziny, żoną lekarza. W przyszłości zrozumie, że również córką alkoholika i żoną alkoholika. Ale zanim do tego dojdzie, minie wiele lat i niepewność, co przyniesie kolejny dzień.
 W naszym domu zawsze było morze alkoholu, bo rodzice, oboje profesorowie, dostawali go od swoich magistrantów i doktorantów. Cała szafka w kuchni i barku była zastawiona butelkami. Ojciec popijał codziennie, po kieliszku wina czy koniaku. Chociaż dzisiaj domyślam się, że tych kieliszków było pewnie znacznie więcej niż jeden. Nie zataczał się po ulicy, ale co rano czułam nieprzyjemny zapach przetrawionego alkoholu z jego ust - mówi Maria.
ŻEBY TYLKO NIKT NIE WIEDZIAŁ.
W domu Marii też było dużo alkoholu, bo lekarze dostają go w dowód wdzięczności od pacjentów. Całe jej życie kręciło się wokół tego, żeby nikt się nie dowiedział, że mąż pije. Po pierwsze: to wstyd,poniżenie i hańba, są przecież ludźmi na poziomie,wykształconymi,inteligentnymi a alkoholizm kojarzył jej się z biedą i patologią. Po drugie: mąż jest ortopedą, a w jego zawodzie nie ma miejsca na nietrzeźwość i błędy.

Wieczorem Maria pilnowała, żeby nie wypił za dużo, bo rano nie będzie dał rady wstać na dyżur. Wydzielała alkohol. Czasami odstawiał, często jednak awanturował się. W końcu stwierdzała - dość, zabierała i chowała pod klucz. Nie zawsze dało się zabrać. Wtedy krzyczał, że jest wolnym człowiekiem i może robić co chce, a ona zachowuje się, jak strażnik więzienny. Pił i zwalał się na łóżko. Maria rozbierała go, żeby nie spał w ubraniu. Prasowała do późnej nocy ubranie dla męża aby wyglądał czysto i elegancko i aby nie wzbudzał podejrzeń. Przecież wszystko musi być w tajemnicy przed ludźmi,znajomymi,koleżankami,rodziną. Co by pomyśleli? Zanim wstał były już zakupy i śniadanie - sok pomidorowy i jajecznica.

Długo myślałam, że pomagam mu, ratuję rodzinę. Tylko, że nie miałam czasu ani dla siebie ani dla dzieci, bo ciągle zajmowałam i opiekowałam się dorosłym facetem.
Nie miałam często ani sił, ani ochoty aby zadbać o siebie...o swój wizerunek, wygląd,włosy. Moi dawni znajomi odeszli w kąt.W sumie nie miałam nawet dobrej koleżanki.Może nie chciałam...O czym bym rozmawiała? O pijącym mężu. Moje zainteresowania przestały istnieć. O sobie i moich potrzebach zapomniałam. Całe moje życie skupiało się na mężu, aby to on był przynajmniej dobrym wizerunkiem naszej rodziny.
Udawałam jak jest pięknie i ładnie, a w środku byłam wypalona, pusta, zmęczona, przytłoczona,rozgoryczona i smutna. Tak bardzo smutna i samotna...
Udawany uśmiech wręcz grymas na twarzy był zarezerwowany czasem tylko dla dzieci.
Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio zrobiłam coś przyjemnego dla siebie, nie pamiętam chwili kiedy coś sprawiło mi radość.
Nie umiałam się już cieszyć...Byłam wypalona - wspomina Maria.

Magda łapała się na tym, że biegła po pół litra wódki dla męża, żeby tylko nie poszedł do meliny, bo wtedy odchodziła od zmysłów, nie wiedziała, co się z nim dzieje. Obiecał jej, że jak mu przyniesie alkohol, to wypije w swoim pokoju i pójdzie spać. Z dwojga złego wolała już żeby był pijany, ale przynajmniej bezpieczny. Wstydziła się przed ekspedientką, że tak często kupuje wódkę, bała się, że jeszcze pomyśli, że to Magda pije i nie zajmuje się dziećmi. A w niewielkiej miejscowości wszyscy się znają.

- Przed telewizorem upijał się, często pijany zasypiał w fotelu. Ale najważniejsze było w tym momencie, że jest w domu. Zdarzało się, że nie pił kilka dni, a moja nadzieja, że tak już będzie zawsze rosła natychmiast - mówi Magda.

Kiedy nie wracał do domu na noc, Magda szukała go po ulicach, wyciągała z domów kolegów od kieliszka. Czasami wracał nad ranem, strzęp człowieka: brudny, śmierdzący, opuchnięty. Prała rzeczy, chociaż brzydziła się ich dotknąć. Nieraz zarzygał pościel. Płakała, sprzątała i myślała, że najważniejsze, że nic gorszego się nie stało, bo przecież gdyby leżał na plecach, to mógłby się udusić.

Maria całymi latami z pokorą godną świętej pilnowała męża, żeby wieczorem nie wypił za dużo i reanimowała go rano. Świętą mogłaby też zostać Magda, bo to jej zdarza się biegać po alkohol dla swojego męża, żeby tylko nie poszedł w cug, bo może nie wrócić kilka dni. A ona woli mieć go na oku. Obie wiele lat nikomu nie poskarżyły się nawet, głównie ze wstydu. Bo jak przekonuje Magda, rodzinne brudy pierze się w domu, a nie rozwleka po świecie.
- Mąż jest szanowanym lekarzem, do którego pacjenci dobijają się. Tylko, nie zdają sobie sprawy, że lata świetności dawno ma za sobą. Komu miałam powiedzieć, że w domu jest już tylko nędznym pijakiem. Przed światem chciałam zachować pozory, że żyję ze świetnym człowiekiem i sama w to wierzyć, że mam wspaniałe małżeństwo. Ale czułam się potwornie samotna - mówi Maria.

Maria namawiała męża na leczenie. Ale zapewniał, że od kieliszka wina wieczorem, jeszcze nikt nie umarł - wie to, bo sam jest lekarzem. I cały czas przekonywał, że jak tylko by chciał, może przestać pić, ale teraz nie chce. Maria zaczęła szukać pomocy, rozmawiała z psychoterapeutą w poradni leczenia uzależnień.
Przede wszystkim nie należy chronić przed konsekwencjami picia, nawet jeśli wydaje się, że stanie mu się "coś złego". Niech obudzi się w swoich wymiocinach, niech dostanie naganę w pracy. Czasami alkoholik musi sięgnąć dna, żeby się od niego odbić. Tyle, że to dno jest na różnych poziomach. Niektórzy zgłaszają się na terapię, bo są przerażeni, kiedy pierwszy raz uderzą żonę. Dla innych ta granica będzie dużo niżej. Oczywiście, jeśli jest zagrożone życie, to trzeba wezwać pogotowie. I przede wszystkim szukać pomocy terapeutycznej dla siebie. TAK, dla siebie samej.

Chroniąc alkoholika przed konsekwencjami nałogu, stwarzamy mu komfortowe warunki do picia. Bo po co ma iść na leczenie, skoro rano budzi się w czystym łóżku, ma podane śniadanie,kawę i uprasowaną koszulę. Nie jest w stanie zobaczyć skutków swojego postępowania. Gdyby obudził się w ciuchach, leżąc zziębnięty na podłodze w przedpokoju, gdzie padł poprzedniego wieczora i został sam, bo żona i dzieci wyprowadzili się, miałby okazje zobaczyć, czym kończy się jego picie.

Najczęściej popełniane błędy w dobrej wierze to: wymuszanie obietnic poprawy, chowanie i wylewanie alkoholu, który i tak przecież sobie alkoholik kupi. Często też partnerzy pijanego kładą do łóżka; kryją przed rodziną, mówią, że przez chorobę nie odwiedził bliskich; dbają, żeby w pracy nikt się nie dowiedział, że ma problemy z nałogiem na zasadzie - ona wyprasuje koszulę i ogoli go, żeby tylko stawił się w firmie. Alkoholizm staje się rodzinną tajemnicą: nikogo nie zapraszają do siebie, nigdzie nie chodzą, boją się prosić o pomoc, bo jeszcze się wyda.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz